Wyszczerzyłem zęby ,nikt nie będzie na mnie warczał nawet sam Zeus!
Napiołem mięśnie do skoku ale coś przytrzymywało mnie przy ziemi.
Spojrzałem na nogi których prawie nie było widać z pod warstwy wijących się chwastów.
Posłałem Triptolemosowi nienawistne spojrzenie.
-Ty tchuzu!-wysyczałem przez ściśnięte zęby-wypuść mnie i walcz!
Trawa owinęła mi się w okuł pyska jak kaganiec zagotowałem sie ze wściekłości.
-O jeju pieskowi nie wygodnie?-zapytał szyderczo Triptomos.
Markus zmaterializował się obok mnie a trawa zwiędła.
Teraz z łatwością rozszarpałem trawe i się uwolniłem.
-Razem?-spytałem markusa
-Razem-potwierdził Markus
Rzuciliśmy się na boga i chwile pużniej okrążalismy go warcząc.
-Dwuch na jednego?-wykrzyknął bug z mieszaniną strachu i oburzenia.
-Tak coś się nie podoba?-spytał Markus
-Za dużo muwisz śmiertelniku...
Bóg rolnictwa odepchnął czarnego basiora.
Nogi syna Hadesa wrosły w ziemię i tam gdzie przed chwilą stał wilk była teraz....kukurydza.
Odskoczyłem zaskoczony , bug zaśmiał się triumfalnie.
-Co ty zrobiłeś Markusowi!?
-Hmm..-zastanawiał się chwile-zmieniłem go na lepsze!
Uniosłem się nad ziemię i utworzyłem bariere z wiatru.
Triptomos rzucił we mnie jakąć zieloną świecącom kulom.
Jakimś cudem przeniknąła prze moją osłone i trafiła mnie w łape.
Zranione miejsce zapiekło żywym ogniem zmusiłe się do spojrzenia na ranę.
Poraztała ją niska trawa sprubowałem ją zerwać pod trawą było coś co przypominało krew zmieszaną z piaskiem.
Rozwścieczony bulem rzuciłem się na Boga nie zwracając uwagi na jego ataki.
Nic mnie nie obchodziło chciałem tylko posmakowaćjego krwi.
Ocknąłem się i zobaczyłem przed sobą żałosną pozostałość boga.
Dumny siebie basior stał teraz zasłniając łapani pozlepiane ichorem futro.
Doskoczyłem do niego mimo licznych ran czułem się tak silny jak nigdy.
-Odmień Markusa!-wywrzeszczałem Triptomosowi do ucha.
-Będziesz tego ........-wycharczał wilk-...gorzko rzałował.
Podniósł się i przybrał swoją prawdziwą boską formę zdążyłem się jeszcze odwrucić wzrok
Ciało mi płonąło czułem to ale się tym nie przejmowałem bul był niczym w potuwnaniu ze zwycięstwem jakie odniosłem.......... ja Tawl postrach bogów.
Z wysiłkiem dopełzłem do wody ,wyglądałem jak cięn samego siebie
ale ciągle czułem się nie zwyciężony do okoła migotała delikatna niebieska aura.
Błogosławieństwo Akwiliona !Nie zwycięrzyłem przegrałem po raz kolejny stałem się synem mojego ojca.
-Tawl!-gdzieś zza osłony bulu i cierpienia odezwał się Markus-chyba trzeba cię opatrzyć..znowu
-Nigdy więcej-wyszeptałem podnosząc się na nogi -nigdy więcej
Markusku kukurydzo ty moja dokonczysz?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz