Jak przez mgłe słyszałem Markusa muwiącego coś o szaszłykach.
Rana mnie piekła jak wypalana ogniem brr wypalenie ogniem mimo woli sięgnołem łapą do pleców
w miejsce gdzie do niedawna miałem wypalony znak Valdis.
.......zagryzę to chyba najlepsze wyjście zwarzywszy na to ,że...-dotarł do mnie kawałek monologu Markusa
Zbyt dobrze wiedziałem co nastąpi dalej słyszałem go tyle razy,że znałem go na pamięć.
-.......jesteś zbyt słaby by mnie pokonać-wysyczał głos
Otworzyłem oczy i zapragnąłem natychmiast je zamknąć znów byłem na arenie a nademną stał Gambit.
Przeciwnik śmiał się z pogardą.
Rzuciłem się na niego ale odkryłem ,że gardło które ściskam nie nalerzy do Gambita tylko do...... Markusa
Oczy mu się zamgliły i powiedział coś w stylu ,,zostaw mnie szmato'' ale nie to było dziwne muwił nie swoim głosem.
Puściłem syna Hadesa który nieswoim głosem powiedział coś tam jeszcze coś o ferplay a potem zamilkł.
Zastanawiałem się czy nie zaatakować Markusa dla samej zasady ale jednak sobie odpuściłem.
Skrzywiłem się rana znów się otworzyła Markus mi ją opatrzył.
-A teraz może lepiej się nie ruszaj-powiedział basior kiedy skończył mnie bandażować.
Mimo jego zastrzerzeń wstałem pózniej zajmę się raną sam Markus bardziej nadawał się na grabarza niż lekarza ale zawsze.
-Teraz zbudujemy świątynie dla naszych bogów-obwieściłem
-A spać gdzie będziemy?-spytała Moonlight
-Na razie znajdżmy jakąś jaskinię a potem...może zbudujemy jakieś domy
-No to szukajmy-powiedziała Hazel
-Zdaje się że jest tu ktoś kto powinien być dobry w tych sprawach...-powiedziałem patrząc wymownie na Markusa
Markus?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz