poniedziałek, 12 maja 2014

Od Warreny: szansa

Lubie myśleć ,że to co się stało nie było moją winą albo ,że wcale się nie wydażyło.
Gładze łapą rysy wydrapane pazurami na ścianie celi. Trzynaście.
Podchodzę do małego zakratowanego okienka opieram głowę na wilgotnym  kamiennym parapecie.
Niebo rozjaśniają pierwsze promienie słońca.
Pierwsze ale i ostatnie w moim nędznym życiu.
Słysze zgrzytanie klucza w zardzewiałym zamku.
Odwracam się w kierunku dzwięku.
Ron, syn alfy stoi w otwartych drzwiach lochu.
Przyszedł mnie zabrać przed radę do Czarnych Braci.
Oni  nie są łaskawi ich serca są twardsze niż mury więzienia a spojrzenie zimniejsze niż lud.
Czeka mnie kara  za to co zrobiłam a raczej z to czego nie byłam gotowa zrobić.
Basior podszedł do pochodni w ścianie.
Z fascynacją patrzyłam jak rozpala ogień.
Był taki podobny do ojca.
Fala wspomnień wypełniła moje myśli.
Dom kruków, Alfa ,walki na arenie, atak wrogów i wreszcie śmierć Alfy obrazy przepływały mi przed oczami.
Nie wypełniłam obowiązku nie zrobiłam tego do czego mnie szkolono nie obroniłam Alfy.
I nie potrafiłam przekazać mu mojego życia kiedy umierał.
Otrząsnęłam się Ron coś do mnie muwił.
-Jesteś wolna-powiedział wskazując na dżwi-masz szanse na nowe życie
Nowe życie szansa na lepszą przyszłość nie miałam zamiaru jej zmarnować.





 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz